niedziela, 27 stycznia 2013

Część 6
          
             Naszą uwagę zwróciły głośne śpiewy, przez głośniki słychać było powtarzane wielokrotnie jakieś słowa. Poszliśmy w tamtą stronę. Za ażurowym murkiem w obowiązującym tu różowo - niebiesko - kremowym kolorze była odkryta hala. Jej strop ozdobiony był złoconymi kasetonami, chorągiewkami, girlandami staniolowych pasków w różnych kolorach, sztucznymi kwiatami, oświetleniem bożonarodzeniowym i trudno określić, czym jeszcze. Strop podparty był słupami w tych samych kolorkach, ozdobionymi jak karuzela na odpuście w małym miasteczku. Moje europejskie serce co prawda już nie załkało, ale zdumiało się niepomiernie. Kicz i kicz i nic więcej. 
           Gdy tak podziwiałam paradę złego gustu, nagle zauważyłam siedzącego w białym fotelu człowieka. Nie mogło być mowy o pomyłce. Jego portrety wiszą po kilka sztuk w każdym sklepiku, na każdej taksówce, w naszym mieszkanku, wszędzie.
            Satya Sai Baba w pomarańczowej, prostej, długiej sukni, bosy, z burzą czarnych włosów, tak drobny, tak dziwny, tak niehinduski, siedział naprzeciw mnie, od czasu do czasu dotykając ust kawałkiem białego materiału. Znikł tani, odpustowy blichtr. Nawet teraz, gdy to piszę, znów ogarnia mnie tamto uczucie, bo nagle poczułam wzruszenie i czułość. 
              Przez obronny mur mojego sceptycznego umysłu zaczęło przedzierać się coś, czego nie rozumiałam. Zaskoczyło mnie to kompletnie - to po prostu była ogromna czułość. I w tym przypływie ogromnej czułości stało się dla mnie jasne, że ja rezonuję jego czułością, że nagle nadaję na jego falach. To było niezwykłe.
             Ja, sceptyczka patrząca na wszystko trzeźwym okiem, zostałam zauroczona czymś tak prostym jak uśmiech dziecka. Chyba nawet miałam łzy w oczach.
              Postałam dłuższą chwilę mając tę świadomość, że zostałam zauważona, że mnie zna i kocha, chociaż tylko przez moment popatrzył w moją stronę. 
Muszę zapytać mojego Ukochanego, co czuł w momencie gdy go pierwszy raz zobaczył. 
Mnie głupio się było przyznać samej przed sobą do takich mistycznych przeżyć.
              Miałam też rodzaj wizji, czy przeczucia, że już niewiele czasu zostało Sai Babie na tym świecie, ale nie potrafiłam sprecyzować, skąd to wrażenie.
-”Czy tobie też tak się zdaje, że Swami umrze w czasie naszego pobytu?” - zapytałam mojego Ukochanego -”Że będziemy przeżywać jego pogrzeb?”-
Zawahał się.
-”Coś mi tak chodzi raz po raz po głowie,”- powiedział -“ale boję się nawet o tym myśleć. Nie, nie, to niemożliwe. Sam przecież mówił podobno, że będzie żył 96 lat. Jeszcze jest młody, ma dopiero 85 lat i nieraz był na granicy śmierci. Nie, to raczej niemożliwe.” - mój Ukochany powiedział to z wahaniem i czułam, że  też nurtuje go ta myśl. 
                 Poszliśmy dalej, wśród kwitnących drzew i krzewów, pomiędzy domami w kremowym kolorze, po miedzianej ziemi, a wokół, w obie strony, szły setki innych ludzi w milczeniu i skupieniu. Błyszczały kolorowe sari i lśniły czarne włosy, bielały koszule i spodnie mężczyzn.
             Miłość do trzech pomarańczy okazała się jednak nieodwzajemniona. Po prostu żołądek zaczął mnie okropnie boleć i musiałam poszukać zacisznego miejsca, by się z nimi pożegnać. W panice rozejrzałam się za WC i na szczęście szybko znalazłam strzałkę wiodącą na jakieś podwórko i do kibelka dla Ladys. 
             Były to trzy budki zamykane drewnianymi drzwiami. To znaczy w pierwszej chwili myślałam, że w ogóle nie są zamykane. Kolejka Hindusek stała karnie do każdej budki. Udało mi się dotrwać bez przebierania nogami, aż nadejdzie mój czas. Zamknęłam się na haczyk i dopiero się dowiedziałam, dlaczego nie zamykają drzwi - nie było oświetlenia. 
             A w ciemnościach przede mną ziała dziura znana mi np. z Bułgarii i zwana przez moje córki klopem wschodnim, za mną zamknięte drzwi i gdzieś z boku szum otwartego kurka, z którego cały czas leje się woda. Ale nie było już odwrotu. Trzymając w garści wszystkie moje kiecki, które powoli nasiąkały bryzgającą wodą tak jak i moje skórzane klapki, pozbyłam się trzech pomarańczy. Papieru oczywiście nie było, więc skorzystałam z wody po raz pierwszy jak Hinduska, co spowodowało, że teraz już cała byłam mokra. 
            Podobno Hinduski nie noszą majtek - to bardzo praktyczne w takiej sytuacji. Jedną rzecz zrobiłam całkiem źle, przyznaję się po cichu. Lewa ręka dla toalety, prawa do jedzenia, podstawowe prawo, a ja użyłam do tego celu prawej dłoni, co całkiem mnie eliminuje jako tubylca. Nie dałam rady trzymając kiecki i szal wykonać właściwego skrętu, chociaż próbowałam. Ciemności pokryły mój rumieniec wstydu. Za to bardzo starannie umyłam ręce i z cichej klozetki wyszłam mokra jak wodny szczur.       
          Gdy przestał mnie piłować żołądek, okazało się, że jestem koszmarnie głodna. Mój Ukochany także. 

           Poszliśmy więc z powrotem do miasta. Znaleźliśmy gdzieś jeszcze czynną uliczną garkuchnię, składającą się z palnika, miski z olejem i miski z czymś. To coś sprzedawczyni nabierała ręką, formowała w kulkę i wrzucała do oleju. Mieliśmy nadzieję, że wrzący olej zdezynfekuje tę masę, zresztą byliśmy ciekawi, jak to smakuje. I szok - kulki zostały podane z  miłym uśmiechem na pięknie, równo pociętej gazecie. Jak ktoś brał na wynos, dostawał zawinięte w gazetę i włożone do reklamówki. Gazeta była obowiązkowa. 
           Co kraj, to obyczaj - powiedzieliśmy sobie. Mieliśmy świetne humory, bo okazało się, że nie pójdziemy spać głodni. Zapłaciliśmy jakieś grosze, dostaliśmy dodatkową kulkę w prezencie i zjedliśmy do ostatniej odrobinki. Trudno powiedzieć, jak smakowało, bo było makabrycznie ostre. 
-“Lubimy makabrycznie ostre” - powiedzieliśmy do siebie i kupiliśmy to samo jeszcze raz. Teraz już jesteśmy zaaklimatyzowani. I to od razu w pierwszym dniu. Byliśmy z siebie bardzo dumni.
            Nawet nasze mieszkanko zaczęło nam się bardzo podobać, nasze nie pierwszej, ani nie drugiej świeżości materace na podłodze i nawet wielki zdechły prusak, który leżał pod ścianą. 
           Wsunęliśmy się do poszwy, przykryli jakimś kocem i lulu. 





    >Zdjęcia własne z aśramu w Puttaparthi< 
>Zdjęcie Sai Baby z internetu<



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz