wtorek, 5 lutego 2013




          
Część 8
          Mój Ukochany znowu zaczął się skarżyć na ból pleców, więc powoli poczłapaliśmy do domu. Tuż pod naszym mieszkankiem jest, co zauważyliśmy już wczoraj, “Darjeeling Restaurant“, więc zajrzeliśmy do niej. Usiedliśmy przy jednym stoliku, ale jakaś Hinduska siedząca z dwoma koleżankami kazała nam się rozdzielić i w knajpce mającej trzy stoliki siedzieliśmy osobno. 
          Potem przyszedł kelner i pozwolił mojemu Ukochanemu przysiąść się do mnie, ale po drugiej stronie stołu, może liczył jeszcze na jakiś klientów, a my zajmowaliśmy dwa stoliki. 
         Wybraliśmy coś z karty na chybił-trafił, okazało się, że to samo, co jadły Hinduski, tylko że nam podał łyżki, a one jadły palcami. Mieszały składniki na tacy i wkładały do buzi. Jedna robiła z dłoni coś w rodzaju tubki i wyciskała sobie do ust. Bardzo elegancko i dystyngowanie. 
         Przyszedł jakiś nowy klient i znów dostał to samo - albo to specjalność zakładu, albo nic innego nie mieli. Na metalowej tacy z przegródkami podano nam kupkę ryżu i dwa inne składniki, jakieś jarzyny w sosie, jedno żółtym, pewnie curry, drugie czerwonym oraz małą miseczkę z zielonym sosem. Ostre było jak cholera, nawet nie mogę powiedzieć, jak smakowało. Ładnie za to wyglądało, to pewne.
         W doskonałych humorach poszliśmy spać. Niestety, mój Ukochany nie może zasnąć przy brzęczeniu komarów, a okazało się, że jest  ich trochę w naszym mieszkanku, mimo siatek w oknach. Tak więc kładliśmy się na materacach, gasiliśmy światło. Potem na moje hasło “komar” mój Ukochany delikatnie wstawał z materaca, świecił światło i tłukł komara dobrze widocznego na białej poszwie. Nie wiem dlaczego, ale to mnie komary atakowały przede wszystkim. Znowu kładliśmy się, ja jak pies gończy wystawiałam następnego komara, i zabawa powtarzała się, aż do wyczerpania ilości komarów. To znaczy chyba wciąż latały, ale ja usnęłam i już ich nie słyszałam. 
         Obudził mnie koszmarny ból żołądka.
         Bolało mnie tak, że miałam zawroty głowy, co przypomniało mi o wstrząsie mózgu. Po prostu nie mogłam się podnieść, a potem utrzymać na nogach. Mój Ukochany natychmiast się obudził i pomógł mi dojść do łazienki. Siedziałam na sedesie i nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Słabym głosem poprosiłam o wiaderko z wodą i łyżkę. Zmusiłam się do wymiotów i to mi trochę pomogło. Siedziałam i czułam się jak wulkan wypluwający gorącą, rozżarzoną lawę. Mój ostatni posiłek wchodząc do brzuszka był ostry, ale nie zdawałam sobie sprawy, jak ostry będzie wychodząc. “Najostrzejsze chili świata” - pierwsza nagroda w konkursie. Siedziałam, dyszałam i co chwilę okazywało się, że erupcja jeszcze się nie skończyła. W końcu przepłukałam usta mineralną, położyłam się spać. 
         Obudził mnie okrzyk orgazmu. Jakaś młoda kobieta powiadamiała całe Puttaparthi, że właśnie się kocha. Uśmiechnęłam się do siebie, ciesząc się, że jest szczęśliwa. Posłuchałam jeszcze kilku okrzyków i próbowałam zasnąć.
         Niestety, mój wulkan nie był nieczynny i znowu pół godziny siedziałam w ubikacji. Mój Ukochany też oczywiście się obudził i dodawał mi otuchy.
W końcu dowlokłam się do wyra i usnęłam. 
         Po godzince obudziły mnie klaksony na dworcu autobusowym, było wpół do piątej. Znów posiedzenie w kibelku, rzyganko i mogłam się położyć. Do gardła podchodziły mi fale palące jak lawa, ale postanowiłam się przyzwyczaić, po prostu nie miałam już siły. 

4 komentarze:

  1. Jagusiu, bardzo dobrze czyta mi sie dalsze Wasze przygody. Piszesz tak fajnie i ciekawie i wesolo! No i te zdjecia bardzo przyblizaja mi miasteczko Sai Baby. Ksiazek o nim czytalam duzo, ale ta jest jeszcze inna, o wiele mi blizsza. Ale mialas przejscia z tym nieludzkim ostrym jedzeniem! Ja bym tego nie przelknela!
    Czekam na ciag dalszy!
    A Wasz domek dopiero teraz zobaczylam. jest piekny! I brzozki jak urosly!
    Pozdrawiam serdecznie
    Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. sprobuje teraz napisac przez google, moze sie uda. Udalo sie, teraz juz nie jestem "anonimowy". Pozdrawiam i sciskam

    OdpowiedzUsuń
  3. Zastanawiałam się, kto kryje się pod "Anonimowy". Wiedziałam, że to ktoś znajomy, ale nie domyśliłam się, Basiu, że to Ty. Dziękuję za komentarz i cieszę się, że Ci się podoba.
    Na temat domku i tego, jak powstał, będę pisać nowy blog albo założę stronę internetową, bo chcemy podzielić się naszym doświadczeniem z innymi, którzy może nie mają gdzie mieszkać, a nie wiedzą, jakie są możliwości w tym względzie. Ten domek zbudowaliśmy sami i własnymi rękami, tylko we dwoje, a wiesz, że dawno skończyliśmy 30, a nawet 50 lat. Mam też trochę zdjęć, co prawda tylko z komórki, bo nie było wtedy czasu o tym myśleć.
    Pozdrawiam serdecznie!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja probowalam od poczatku pisac prze konto google, ale chcieli zaraz, abym zalozyla swoj blog. Dopiero teraz udalo mi sie to obejsc. Jestem bardzo ciekawa nastepnych relacji. Domek marzenie! Wiem, ze macie jeszcze szklarenke i kurnik. Podobno ze slomy. To te kury maja tam cieplo!Wyslij mi zdjecia na maila.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń