środa, 27 lutego 2013


Część 15.

          Więc gdy obejrzałam się i nie zobaczyłam mojego Ukochanego na ulicy, z całej siły starałam się nie dać po sobie poznać, w jaką wpadłam panikę, ale nie miałam przecież wytłumaczenia, dlaczego zniknął gdzieś bez słowa. 

Uliczna tłocznia soku z trzciny cukrowej
          
          Elżbieta zauważyła moją konsternację i pocieszała mnie, że mąż i weksel zawsze wracają. Ja jednak byłam okropnie niespokojna, pożegnałam ich i poszłam do domu. 
           

         Mój Ukochany siedział sobie spokojnie z Anką i Lakshmi i ucieszył się na mój widok. Najwyraźniej zniknął w zupełnie naturalny sposób. 
         Pogadaliśmy i pośmialiśmy się chwilę. Lakshmi wzięła moje materiały na sari, żeby uszyć maleńkie bluzeczki w tym samym kolorze. Bo materiał na sari mierzy 6 metrów, ale na jego końcu jest przeznaczony metr na bluzeczkę. Przeważnie ma trochę inny wzór, ale oczywiście doskonale dobrany do wzoru na reszcie materiału. Czasami też ma ozdobny szlak, który służy do wykończenia bluzeczki na dole lub na rękawkach. 
          Miałam jej jeszcze dać 100 rupii na spodnią spódnicę pod sari, ale zapomniałam, i poszła z Anką. 
           


           W najbliższym sklepiku kupiliśmy kalafiorka, dwie marchewki, cztery ziemniaki i pora, bo postanowiłam ugotować zupę jarzynową. Trochę już mieliśmy dość ostrego białego ryżu. Obiadek pyrkał, my czytaliśmy książki i było cudownie. Po zjedzeniu zupy położyliśmy się na chwilkę i spaliśmy do wieczora. 
          Poszliśmy do kantyny hinduskiej na kolację. Oczywiście osobno. Mężczyźni i kobiety wchodzą osobnym wejściem i nawet nie widzą się w czasie jedzenia.
          Wychodzę, a mój Ukochany czeka na mnie z jakąś pięknie i fantazyjnie  ubraną kobietą i pyta - “Poznajesz, kogo spotkałem?” -
          Mam głupią minę, bo dobrze, że rozpoznaję własną rodzinę, a tu takie pytanie. Chwilę się ze mną droczą, w końcu okazuje się, że to nasza znajoma, Lusia, uczestniczka warsztatów sprzed sześciu lat. Dobrze, że mój Ukochany jest taki charakterystyczny, bo to ona go poznała. 
          Zapomnieliśmy jej powiedzieć, że dopiero co odrosła mu broda, którą zgolił miesiąc temu, pierwszy raz w życiu. Przeżył szok oglądając swoją dorosłą, dojrzałą twarz, bo pamiętał ją jako młodzieńczą. Bez brody na pewno by go nie rozpoznała. 
          Pogadaliśmy chwilkę. Nie widzieliśmy się przez sześć lat i tu spotkaliśmy się, jakbyśmy byli umówieni. 

        

 Koło budki z kawą siedziała na murku cała grupa Elżbiety i Marii,Irek i jeszcze kilka osób. Między innymi lekarz, który przyjaźni się z naszymi dobrymi znajomymi, także lekarzami. 
         Świat jest teraz taki mały. Wybierają się jutro na jogę do kliniki ayurwedycznej doktora Rao na godzinę szóstą rano. Umawiamy się na piątą trzydzieści, bo trzeba tam podjechać tą śmieszną trójkołową taksówką. Bardzo się cieszymy, bo jeszcze nią nie jechaliśmy. 

                                                                                                                                >Zdjęcia własne<
                                    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz