sobota, 16 marca 2013


Część 19

        Ćwiczenia się kończą, schodzimy na parter, odkładamy maty na miejsce. Klinika doktora Rao też już obudziła się ze snu. Śliczna, zgrabna i niezwykle cierpliwa Hinduska z dużą domieszką krwi skośnookich zapisuje nas na dwunastą na diagnozę do dr Rao.
        Wracamy tuk-tukiem do miasta, idziemy na śniadanie do aśramu, do stołówki europejskiej. 
         I tu ciekawostka. W hinduskiej stołówce nie zdejmuje się butów, a w europejskiej tak. Ciekawe, dlaczego? Nie myje się też rąk przed jedzeniem, chyba, że ktoś jest bardzo zdesperowany i odnajdzie umywalkę w najdalszym kącie. Jedzenie pyszne i o wiele bardziej różnorodne, niż w hinduskiej, ale też o wiele droższe. W cenie obiadu w hinduskiej stołówce, jak na europejskie i amerykańskie warunki i tak bardzo, bardzo tanie.
         Następna ciekawostka jest taka, że w hinduskiej stołówce w ogóle nie podają śniadania, tylko dwa posiłki: południowy i wieczorny.
         Wracamy do kliniki dr. Rao punktualnie o dwunastej, czekamy trzy minuty i możemy wchodzić, uprosiwszy uprzednio Marię, żeby była naszą tłumaczką. 
         Najpierw wchodzi mój Ukochany. Maria tłumaczy, że trzy dni temu miał atak nerek, piasek albo nawet kamień i że taki sam atak miał w domu około pół roku temu. 
        Doktor Rao starannie bada puls, ogląda stopy, kostki, potem oczy, tęczówkę i powieki od środka, a potem pyta Marię, czy naprawdę dobrze ją zrozumiał. - “Czy pani dobrze tłumaczy, czy pani znajomy miał naprawdę atak nerek?” - Zaskoczona Maria potwierdza.
-“Tutaj nie ma żadnych śladów przebytej choroby. Jeżeli nawet była, to znikła bez najmniejszych śladów“.- dziwi się dr Rao i mówi - “jest pan zupełnie zdrów! “- 
       Czyżby jednak Swami maczał w tym paluszki?
       Potem wchodzę ja z Marią, dostaję proszek z ziół do rozmieszania z miodem i syrop. Diagnoza jest bezpłatna. Lekarstwa trzeba wykupić w aptece dr Rao, moje kosztują mniej więcej 5 dol. amerykańskich - dodano do nich także słoiczek miodu. 
        Można też poddać się masażowi ajurwedyjskiemu, albo masażowi shirodara polegającemu na polewaniu ciepłym olejem. Niestety dr Rao nam go nie przepisał.
         Przed kliniką stoi rząd tuk-tuków, tak wielu przyjeżdża tu chętnych. My jako pacjenci, mieliśmy numer kolejny 28986 i 7. 
        Wracamy do Puttaparthi i idziemy na obiad. Potem mój Ukochany uczy się angielskiego, a ja czytam książkę leżąc na naszym materacu.
        Po południu darśan, wieczorem kolacja i plotki z rodakami na murku przy budce z kawą, której już nikt z nas nie chce pić. 
        Umawiamy się na następny dzień na zwiedzanie Muzeum Wszystkich Religii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz