wtorek, 19 marca 2013


         Dwa lata temu spędziłam Święta  Wielkanocne u córki we Francji. Głównym punktem programu była Rezurekcja w Chartres, największej, najwspanialszej i najbardziej pogańskiej katedrze gotyckiej w Europie.
        Wyjechaliśmy z Paryża w Wielką Sobotę po późnym obiedzie, pogoda była cudowna, różowo kwitły sady jabłoniowe, trawa zieleniła się młodą zielenią w pełnym słońcu. 
Najpierw autostradą, potem drogami wśród platanów dojechaliśmy do miejsca, skąd po raz pierwszy zobaczyliśmy katedrę. Jej ogrom, nawet z dużej odległości po prostu oszałamia. 



            Koronkowa delikatność konstrukcji jest jak modlitwa ulatująca do nieba strzelistymi wieżami. Jej dwie wieże są zupełnie różne, jak księżyc i słońce. Przypomina nam się nasz malutki kościół Mariacki w Krakowie i jego wieże. To na pewno nie jest przypadek...
            Lecz patrząc na gotycką katedrę trzeba sobie zdać sprawę przede wszystkim z tego, w jaki sposób została zbudowana. 
            Wyobraźmy sobie: wczesne Średniowiecze, maszyny proste, wielokrążki, pochylnie, ogromna rzesza cierpliwych, pracowitych robotników i te gigantyczne ilości dokładnie ociosanego kamienia układane na ośmiometrowych fundamentach tylko według modelu wykonanego przez biegłego muratora i zatwierdzonego przez fundatora, którym w wypadku prawie wszystkich katedr był zakon templariuszy. 
           Notre Dame, Nasza Pani, Ma Donna. Jej poświęcone są prawie wszystkie średniowieczne katedry, kamienne tablice wszelkich prawd. Trzeba tylko odczytać je z miłością, by odnaleźć utraconą Wiarę, prawieczne dziedzictwo. To, co dla nas jest tylko figurą geometryczną, w katedrze zmienia się w przekaz, w mowę symboli. Święte figury geometryczne: koło, kwadrat, trójkąt równoboczny, powtarzają się w nieskończonej ilości wariantów tworząc święte proporcje, Złote Cięcie, na którym oparta jest konstrukcja gotyckiej katedry. 
         Odnajdujemy je właściwie wszędzie, jeżeli tylko chcemy patrzeć i czuć - w Amiens, Reims, Paryżu, Provins, a przede wszystkim w Chartres. 
         Wielki badacz katedry w Chartres, Louis Charpentier, napisał o niej książkę „Ogrody wtajemniczenia”, w której przedstawia technikę medytacyjną Cyganów francuskich - tak, tak! tych od św. Sary (czytaj post: "Maria Magdalena na Camargue") . Oparta jest ona na tzw. płytach z Chartres, przedstawiających koło, kwadrat i prostokąt składający się z dwu kwadratów. Dzięki tej technice można osiągnąć wgląd w odmienne stany świadomości.
   Przez całe Średniowiecze wyższe stany świadomości należały do chrześcijańskiej codzienności. Wizje aniołów, apokalipsy, piekła, wywierały znaczący wpływ na ówczesną mentalność. Jedni badacze przypisują to mistycznym medytacjom, np. labiryntów, takich jak w Chartres, inni zatruciu sporyszem, jeszcze inni długim, wyczerpującym postom. Być może wszyscy mają rację. 
       Nie mam jednak wątpliwości, że średniowiecze było okresem niezwykłym. Wystarczy chociaż raz w życiu zobaczyć gotycką katedrę i wyobrazić ją sobie wśród właściwego jej otoczenia, w którym powstała - parterowych domków średniowiecznego miasteczka, by zrozumieć niewyobrażalny mistycyzm tego okresu. 
         Gotycka katedra to modlitwa, to kamienny akt strzelisty budowany przez wiele pokoleń, setki lat.  
I tu katedra w Chartres jest też wyjątkiem - zbudowano ją w rekordowym tempie trzydziestu kilku lat. Żaden inny murator nie doczekał realizacji swego projektu. Istniał on tylko w makiecie i w jego marzeniach. 
      Jak śmiałe to były marzenia, możemy wnioskować po rezultatach. Trudno jest objąć wzrokiem katedrę w Chartres, Ulm, czy w Strasburgu, niemożliwym jest zrobić jej zdjęcie. Przetrwały wojny, zawieruchy, posadowione w specjalnie wyszukiwanych miejscach mocy, zwykle w starożytnych miejscach kultu Matki Ziemi, połączone pomiędzy sobą niewidzialną siecią energetycznych wpływów, oparły się czasowi, by dać świadectwo Wiary.
          I znów wracamy do Średniowiecza, które nagle okazuje się nie mrocznym okresem niewiedzy i zabobonu, lecz niezbędnym etapem, bez którego nasz współczesny świat nie mogłby powstać.
         A wejść wieczorem w Wielką Sobotę do katedry w Chartres, to jakby wszystkimi zmysłami zanurzyć się w Średniowieczu.
         U gigantycznych wrót wolontariusze rozdają wszystkim białe świece. Zmierzch na zewnątrz zamienia się w mrok wnętrza katedry, który rozjaśniają tylko płomyczki świec w rękach wiernych. Dreszcz przebiega przez całe ciało, gdy rozbrzmiewa męski chór, a katedra wtóruje mu echem, odbijającym się od tysiącletnich murów i sklepień. Rozpoczyna się Rezurekcja, wielkie widowisko „światła i dźwięku”. 
         Rytuał Wielkiej Soboty trwa wiele godzin. Towarzyszą mu śpiew, modlitwa, recytacje, litanie, chóry, dwie orkiestry i nawet zespół kobziarzy. Czas mijał niespostrzeżenie. 
         Byliśmy tak zafascynowani, tak głęboko zaangażowani w to, co się działo, że przeżyliśmy szok, gdy zauważyliśmy, że blady świt rozjaśnia już wspaniałe witraże. Jak średniowieczni mnisi spędziliśmy noc w katedrze.
          Francuskim zwyczajem po zakończeniu mszy ksiądz wychodzi pierwszy z kościoła. Tu, przechodząc w szpalerze tysięcy wiernych, katedrę opuścił biskup prowadzący Rezurekcję.
           Wtedy dopiero powoli wierni zaczęli wysypywać się na plac przed katedrą, witając się z biskupem, rozmawiając z nim niespiesznie, jak z dobrym znajomym i życząc sobie nawzajem „wesołych świąt” zaczęli rozchodzić do domów. Dzwony zaczęły swój koncert głosząc czterem stronom świata, że Chrystus zmartwychwstał! Alleluja!
         Zaraz potem kobziarze zaczęli grać stojąc wśród wiernych na placu, a biskup z pastorałem pod pachą klaskał do rytmu. 
          Zaczęła się spontaniczna zabawa. Ranek zastał nas zmęczonych, ale w świetnych humorach. Postaliśmy jeszcze trochę, potem poszliśmy na kawkę do najbliższej kawiarni. 
          Bo Święta Świętami, ale jak tu we Francji rozpocząć dzień bez kawy z mlekiem i gorącego croissanta?
          Przed nami był pierwszy świąteczny dzień Wielkanocy, który postanowiliśmy spędzić odwiedzając inną średniowieczną perłę, klasztor Mont Saint-Michel.

Czarma Madonna z Chartres
                                                                                                                                                                       >Zdjęcia z Internetu<





1 komentarz:

  1. Kochana Jagodo, to co przeżyłaś nie było mi dane,
    wtedy podróżowaliśmy popędzani tą niecierpliwością,
    tych co ze zbiorowych wycieczek robią targ handlowy,
    nie mniej było to dla mnie uczucie jak i mocy,
    Jeszcze nie rozbudzonej ale już kwitnącej wiosną,
    co teraz można nazwać pełnią duchowego lata..

    Z poważaniem ..daleki wędrowiec jesieni życia..

    OdpowiedzUsuń